Codziennik

W piątek gram dla Romana

Zielonki. Kim jest owy człowiek ? - tu posłużę się cytatem. "... Ponieważ powoli dochodzę do półwiecza bytności na tym padole, a robiło się w tym czasie to i owo, więc z konieczności ograniczę się do nakreślenia tylko tych najważniejszych dla mnie faktów, które miały wpływ na skierowanie moich losów w stronę wierszopisania. Urodziłem się 13 maja i mimo, że do astrologii mam stosunek chłodno - niechętny, to ze zdziwieniem stwierdzam, że nie spotkałem nikogo urodzonego tego dnia, kogo mógłbym nazwać zwykłym, spokojnym,

normalnym człowiekiem. Nie będę tutaj kreślił sylwetek wszystkich znanych mi osób urodzonych tej daty, ale zorientowanym w bieszczadzkich realiach w zupełności powinien wystarczyć fakt, że 13 maja urodził się Rysiek Denisiuk, dawniej zwany Szejkiem, a obecnie Burym. Nawet ci, którzy urodzili się w bezpośrednim sąsiedztwie tego dnia są chyba ludźmi odbiegającymi od standardów przeciętności i kiedyś z dumą dowiedziałem się, ze Adam Ziemianin urodził się maja dwunastego. Takie kolejno odkrywane fakty musiały odcisnąć piętno na mojej osobowości... Szkoła podstawowa, do której uczęszczałem

w Lublinie nie nosiła imienia Emilii Plater, Wincentego Pstrowskiego, czy Unii Lubelskiej. Nosiła zaszczytne imię Adama Mickiewicza! I tamże, bodaj w czwartej klasie, zaszedł fakt, który powinien raz na zawsze zniechęcić mnie od prób poetyckich. Rozmarzony wspomnieniami właśnie zakończonych ferii zimowych, podczas pisania wypracowania na języku polskim, które to wypracowanie miało właśnie być relacją z tych ferii, postanowiłem rozpocząć pracę od wprowadzającej w temat czterowersowej rymowanki. I chociaż układanie jej zajęło mi niemal całą lekcję i niewiele innej treści już zdążyłem

zawrzeć w tej pracy, to z niecierpliwością oczekiwałem następnej lekcji, na której wypracowania miały być omawiane. I owszem, mój wysiłek został przez polonistkę doceniony i moja duma dotrwała aż do dzwonka. Na przerwie jednak doświadczyłem losu papużki, która nagle znalazła się w stadzie wróbelków i już do końca podstawówki zwołanie „poeta, tylko głowa nie ta!” było najłagodniejszym z tych, które echem powracały przy każdej okazji, gdy ktoś chciał mi odpłacić za jakieś dokuczenie z mojej strony. Była to broń skuteczna i bolesna... Bodajże Stachura, chcąc ubarwić jakoś swój

oficjalny życiorys składany w jakimś poważnym urzędzie napisał, ze w wieku 11 lat śniło mu się, że fruwa. Ja niestety nie mógłbym szczerze zawrzeć takiej informacji, bo z tego, co pamiętam, najczęściej śniło mi się, że spadam. Ale to też dla psychoanalityka jest zapewne czytelną wskazówką do diagnozy..."Taka to jedna milionowa Romana. Zatem w piątek gramy i śpiewamy.