Codziennik

Historia z łzą w oku...

"Grzywka w słoiku"- Andrzej Robak .Jesienny wieczór 1983 roku. Aleją Róż maszeruje grupa nastolatków. Ubrani w skórzane kurtki, spodnie w kolorze moro i ciężkie, wojskowe buty. Włosy nastroszone. Na wysokości pomnika Lenina mijają kilku rówieśników idących w przeciwną stronę. Ci wyglądają niczym z żurnala: koszule i dżinsy z Peweksu, modne wąskie krawaty, pulowery w ostry szpic, białe adidasy. Twarze przysłonięte opadającymi na oczy grzywkami. Krzyżują się wrogie spojrzenia, ale pięści nie opuszczają kieszeni. Pierwsi kierują się na przystanek

autobusowy, żeby dojechać na koncert. Drudzy spacerem dotrą na dyskotekę. "Gitara za dwieście dolarów" – Punkiem zainteresowałem się w połowie ósmej klasy – opowiada Robert Biernat, rocznik 1967. – Zacząłem poznawać ludzi ze środowiska. Byli o kilka lat starsi ode mnie. Na początku znało się tylko ksywy i numery telefonów. Albo wiedziało się, kto jest skrzynką kontaktową i w ten sposób docierało do innych osób. Szczęśliwie, rodzice Roberta mają w domu telefon. Ojciec jest zatrudniony w Budostalu-2. Jeździ na eksport – do pracy przy zagranicznych budowach, wznosić stalowe

konstrukcje. W tym samym czasie Piotr Bzowski, rówieśnik Roberta, dołącza do rockowego zespołu Awers, który szuka właśnie drugiego gitarzysty. Ostatecznie Piotrek siada za bębnami.Próby odbywają się na osiedlu Złotej Jesieni. Przy zawodówce, która kształci przyszłą kadrę Huty im. Lenina, działa ognisko pracy pozaszkolnej. Trio(Krzysztof Duda "Kapciara", Robert Żelazny"Pojemnik", Piotr Bzowski "Bzyk"- kopiuje tam utwory Budki Suflera. Kiedy zespół wreszcie znajduje drugiego gitarzystę (Tomek Wójtowicz "Wuju"), ten przekonuje chłopaków do ostrzejszego grania– Gdy usłyszeliśmy „czerwoną” płytę Exploited,

byliśmy w siódmym niebie. Podobała nam się też Brygada Kryzys – przyznaje Piotrek. Z czasem przenoszą się na osiedle Kalinowe, do podstawówki nr 82. Zespół zmienia nazwę na Schron, a styl na punk-rockowy. Basista Schronu (Robert Żelazny "Pojemnik")kupuje motocykl, modną „cezetkę”, i przyozdabia ją punkowymi hasłami i emblematami. Razem z Piotrkiem jeżdżą na próby. Na początku grają na gitarach i bębnach, którymi dysponuje pozalekcyjne kółko muzyczne. Instrumenty są sfatygowane, bo korzystają z nich też inne zespoły. A nie każdy dba o sprzęt, który jest własnością szkoły. Dlatego

koledzy Piotrka składają pieniądze. Z czasem Schron ma na wyposażeniu bas marki Luna i gitary będące podróbkami Fendera i Gibsona. Za tę ostatnią rodzice drugiego gitarzysty muszą zapłacić dwieście dolarów. Dopiero po trzech latach Piotrek może sobie pozwolić na kupno bębnów. Do tego czasu gra na pożyczonych. Chłopaki zaopatrują się też we własne wzmacniacze i przetworniki brzmienia. W dzielnicy są ludzie, którzy wykonują taki sprzęt na zamówienie."Bilet dla nieznajomej". W weekendy Fama na osiedlu Willowym pęka w szwach. Najlepsza dyskoteka w dzielnicy przyciąga masę ludzi. W tłumie

przed klubem brylują popersi. To ci, którzy ubierają się elegancko i słuchają disco albo new-romantic. I oczywiście noszą grzywki. Takie same jak Grzegorz Ciechowski, lider Republiki, która jest wtedy na topie. Jednym z popersów jest kuzyn Piotrka z osiedla Kolorowego. Schron tymczasem koncertuje w szkole, podbijając serca punków z dzielnicy. Są światła i dużo huku. Furorę robi zwłaszcza kawałek z refrenem „Do schronu! Do schronu!”. Publiczność śpiewa go razem z zespołem. Muzycy są zachwyceni. Wśród pierwszych krakowskich punków prym wiedzie Jubiler. Jest cztery lata starszy od Piotrka

i Roberta. Mieszka w Hucie, w jednym z wieżowców na osiedlu Piastów. Piotrek: – Pamiętam, że na Piastów była duża grupa punków. Spotykali się w zrujnowanym forcie. Z tego co słyszałem, zdarzało się, że wąchali tam klej. Jak podają w monografii „No future! Historia krakowskiej FMW” Maciej Gawlikowski i Mirosław Lewandowski, w stanie wojennym Jubiler bił zomowców na ulicach. W areszcie poznał ludzi, którzy kilka lat później utworzyli krakowskie struktury Federacji Młodzieży Walczącej, podziemnej organizacji o nastawieniu antykomunistycznym. Został punkiem i z mieszkania

rodziców przeprowadził się do piwnicy.Z czasem kontrolę nad jego życiem przejęły narkotyki. Robert dzięki Jubilerowi poznaje Szyszkę,który kilkanaście lat później zostanie punkowym szewcem. Wierny idei do it yourself (zrób to sam) zacznie wyrabiać glany – ciężkie, wysokie, sznurowane buty, chętnie noszone przez kontestującą młodzież.Kiedy nie ma prób, Piotrek umawia się z kolegami na posiadówki na ławce na osiedlu Wysokim, niedaleko III Liceum Ogólnokształcącego. Rozmawiają, czasem ktoś przyniesie winko domowej roboty. Nie każdego stać na piwo, które podają w pobliskiej piwiarni

Oaza. Zresztą lepiej się tam nie pokazywać, bo może wpaść milicja albo ZOMO. Robert: – Gdy mieliśmy wolną chwilę i trochę kasy, to się jeździło po Polsce. Na koncerty albo po prostu pozwiedzać. Poznawało się ludzi. To były trochę inne czasy. Punki mogą na siebie liczyć. Kiedy któryś jest bez grosza w obcym mieście, może zagadnąć rówieśnika z czubem na głowie, wiedząc, że ten nie odmówi pomocy. Robert też nie odmawia. Przed wejściem do warszawskiego klubu Remont podchodzi do niego nieznajoma dziewczyna i prosi o trochę pieniędzy. Robert funduje jej bilet na koncert. "Cztery rzędy ćwieków". Kiedy nastanie rok 1984,

w Nowej Hucie nikt nie zauważy, by był bardziej orwellowski niż poprzednie. Atmosfera przypominająca tę opisaną przez brytyjskiego krytyka totalitaryzmów towarzyszy mieszkańcom już dobre dwa lata. A raz w miesiącu czuć ostry zapach gazu na ulicach. Piotrek: – Któregoś dnia przychodzę do szkoły, a tu nagle radiowozy, milicja. Okazało się, że w środku i na zewnątrz ktoś wymalował ściany hasłami „Solidarność walczy”. Przesłuchiwali wtedy dosłownie każdego ucznia. Ojciec Roberta działa w Solidarności. Pewnego razu w drodze do szkoły syn widzi, że w krzakach obok kawiarni Mozaika

leżą nieprzytomni zomowcy. Z czasem sam zacznie brać udział w zadymach.Robert i Piotrek chodzą do techników na osiedlu Szkolnym. Pierwszy uczy się na mechanika, drugi zgłębia tajniki elektryczności. W szkole Piotrka stoi popiersie Lenina. Uczniowie chodzą w granatowych garniturach. Przed rozpoczęciem zajęć śpiewają: „Naszą jest dumą Nowa Huta, a błyskawicą jest nasz znak / Pieśń nasza z dumy jest wykuta, więc niech ją niesie po kraju wiatr / Cześć szkole, cześć sztandarowi, cześć! Ojczyźnie naszej cześć!”. W nowohuckich liceach i technikach nie można wyglądać, jak się chce. Ekstrawaganckie fryzury czy

ubiór nie są tolerowane. Piotrek ma długie włosy. Rano przed lekcjami je przyczesuje, a po wyjściu ze szkoły stawia sobie na głowie irokeza i tak chodzi po osiedlu. Starszy brat daje mu w prezencie czarną skórzaną kurtkę, „ramoneskę”. Piotrek i jego koledzy nabijają ćwiekami paski od spodni. Jest dumny, że na pasku ma cztery rzędy metalowych kolców. Poluje też na szeroki pasek od zegarka, żeby zrobić sobie pieszczochę – skórzaną opaskę z ćwiekami, którą nosi się na nadgarstku. W Krakowie przy ulicy Bohaterów Stalingradu jest sklep z przyborami szewskimi. Tu młodociani kontestatorzy kupują ćwieki na kilogramy.

Schron jedzie na przegląd amatorskich grup w Kłaju.Towarzyszy im duża ekipa punków z Huty. Zespół Piotrka wygrywa konkurs. Jest fantastycznie. "Być jak Bruce Lee".Przeorana przez stan wojenny dzielnica pogrąża się w marazmie. Jedyna nadzieja w niedawno otwartym Nowohuckim Centrum Kultury. Jest tam kawiarnia, a takich lokali w Hucie ubywa. W kinach całego kraju od półtora roku króluje „Wejście smoka” z Bruce’em Lee. W Nowej Hucie film można obejrzeć w Światowidzie, na małej sali. Dwa seanse dziennie, dla widzów powyżej osiemnastego roku życia. Na fali popularności filmu

wieczorami w szkołach odbywają się kursy karate. Nabyte tam umiejętności mają służyć samoobronie, ale równie dobrze przydają się do ataku. Niektórzy chcą być jak Bruce Lee i uczą się władać nunczako. To japońska broń obuchowa. Można ją wykonać własnoręcznie, łącząc dwie pałki kawałkiem łańcucha lub nylonowej linki. Piotrek też zapisuje się na karate, ale wytrzymuje tylko kilka treningów. Nie może sobie pozwolić na kontuzję, bo ręce i nogi potrzebne mu są do grania. Schron występuje, gdzie się da. Są zapraszani na komersy w podstawówkach, ale grają też na podwórkach. "Piosenki o bójkach". Trwający

od kilku miesięcy konflikt między punkami a popersami zaognia się. Prowokacyjnie ubrane punki wyznają filozofię niczym nieskrępowanej wolności. Eleganccy popersi cenią karierę i pieniądz. Na osiedlach coraz częściej jedni i drudzy stają naprzeciwko siebie. Sypią się ciosy i kopniaki, ale w ruch idą także pasy, nunczako i bosmanki – grube węzły zrobione z namoczonej żeglarskiej liny. Oberwać taką to ból, jakby ktoś buławą przyłożył. Na niektóre bitwy ściągają posiłki z innych miast. Wtedy każda z walczących stron może liczyć nawet dwieście osób. Do bójek dochodzi przed szkołami, empikiem, kawiarnią Agatka, restauracją

Zacisze, piwiarnią Oaza, na Łąkach Nowohuckich i pomiędzy osiedlami Tysiąclecia i Złotego Wieku, obok budowanej linii tramwajowej do Mistrzejowic. Robert: Obowiązywały pewne zasady. Gdy kilku punków osaczyło samotnego popersa, to go nie kopali, tylko obcinali mu grzywkę. W środowisku nowohuckich popersów wyróżnia się chłopak o znaczącym nazwisku Król. Jest potężnej postury i umie się bić. Piotrek: – Wiele razy punki się namawiały, że złapią Króla i obetną mu grzywę. W końcu się uspokoił. Chyba oberwał od kogoś albo młodo się ożenił. Popersi lubią przesiadywać w kawiarni

Nowohuckiego Centrum Kultury. Któregoś dnia nie mogą z niej wyjść, bo na zewnątrz czekają punki. Interweniuje ZOMO. Robert: – Mam wrażenie, że popersi mieli poparcie milicji. Często było tak, że kiedy zjawiał się radiowóz, szybko znikali. Piotrek nie bije się z tego samego powodu, dla którego wcześniej zrezygnował z treningów karate: – Ja i moi koledzy z zespołu mieliśmy świadomość, że „pracujemy ręcami”. Gdyby komuś z nas złamano choćby palec, byłby to koniec grania. Echa bijatyk pojawiają się za to w tekstach utworów. Jeden z nich wychodzi spod ręki drugiego gitarzysty. Fanom się podoba. Na koncertach

śpiewają go chórem. "Wbrew więzom krwi". Czasem przed biciem chroni to, że wróg mieszka w sąsiednim bloku. Gitarzysta Schronu zna popersów ze swojego osiedla.Nie ruszają go. Bywa jednak, że konfliktowi nie są w stanie zapobiec nawet więzy krwi.Pewnego razu Piotrek wraca z odwiedzin u kuzyna. Kiedy wychodzi z klatki schodowej, zaczepia go czterech popersów. Trochę się szarpią. – Bijatyki nie było. Już nie pamiętam dokładnie, dlaczego. Może akurat ktoś przechodził i to mnie uratowało. Od znajomych Piotrek dowiaduje się, że napad na Kolorowym to sprawka właśnie jego kuzyna. Podejrzewa, że chciał się

popisać przed kolegami. Jedzie do niego i w odwecie przycina mu grzywkę. Socjolodzy zajmujący się problemami młodzieży wytłumaczyliby zachowanie kuzyna inaczej: rówieśniczy gang poddaje nowego członka próbie lojalności. Przejdzie ten chrzest, jeśli potrafi zaszkodzić konkurencyjnemu gangowi. Po tym wydarzeniu Piotrek i kuzyn nie odzywają się do siebie przez trzy lata. Później wszystko wraca do normy. Obciętą grzywkę kuzyna Piotrek wkłada do woreczka i nosi ze sobą niczym talizman. Koledzy z zespołu śmieją się, że lepiej będzie umieścić ją w słoiku i wozić na koncerty. "Luz w budowlance". Połowa

stycznia 1984 roku. Robert i jego młodszy brat są sami w domu, gdy wpadają esbecy. Nie mają nakazu. Przekopują całe mieszkanie, a chłopcom grożą śmiercią rodziców i domem dziecka. Wtedy zjawiają się ojciec z matką. Za działalność ojca w Solidarności Robert dostaje trzy dwóje na półrocze i musi opuścić technikum. Z wilczym biletem odbija się od gabinetów dyrektorskich we wszystkich krakowskich szkołach. W końcu trafia do budowlanki na osiedlu Kościuszkowskim. To szkoła przyzakładowa, należy do Budostalu-8. Być może w przyjęciu Roberta pomaga to, że ojciec pracuje w Budostalu-2. Przynajmniej jeśli chodzi

o fryzurę i strój, w zawodówce jest luz. Pod warunkiem, że są utrzymane w czystości. Robert: – Nikt się nie czepiał, czy jesteś hipisem czy punkiem. Ważne było zachowanie i oceny. Ojciec Roberta przez kilka następnych lat nie dostaje paszportu. Zagraniczne kontrakty go omijają."Wylęgarnia subkultur". Marzec 1984 roku. W kilku ogólnopolskich dziennikach ukazuje się lakoniczna notka Polskiej Agencji Prasowej informująca, że najmłodsza dzielnica Krakowa stała się areną walk pomiędzy rywalizującymi ze sobą gangami młodzieżowymi. Na konferencji prasowej rzecznika rządu sprawę podnoszą

zagraniczni korespondenci. Domagają się komentarza w sprawie wydarzeń opisanych w depeszy. „Nowa Huta jest od dawna wylęgarnią wszelkich subkultur”, z niesmakiem odpowiada Jerzy Urban. W dzielnicy zjawiają się dziennikarze z całej Polski. Spotykają się z uczniami, nauczycielami, robotnikami, lokalnymi władzami oświatowymi i organami ścigania. Tygodniki publikują owoce tych rozmów. Jedni żurnaliści szukają sensacji, donosząc o krwawych porachunkach i wyliczając obrażenia poniesione przez uczestników. „Wielu młodych ludzi zostało pozbawionych owłosienia, paru młodzieńców

straciło po kilka zębów, miało złamane nosy, a twarze uszkodzone żyletkami”, alarmował reporter „Echa Krakowa”, opisując skutki bójki, która rozegrała się 28 stycznia na osiedlu Dąbrowszczaków. Inni próbują ustalić przyczyny agresywnych zachowań nowohuckiej młodzieży. Piszą o rodzicach goniących za pieniądzem i braku atrakcyjnych zajęć pozalekcyjnych. Wskazują na niewydolność organizacji młodzieżowych, takich jak Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W studenckim klubie Żaczek trwa sesja nagraniowa Schronu. Zespół rejestruje materiał na kasetę zatytułowaną, a jakże,

„Do schronu!”. Piotrek: – Fajne, punkowe numery .Nagrywaliśmy je całą noc. Pamiętam obracające się szpule. Później ta taśma gdzieś się zawieruszyła. "Ideowcy i przebierańcy". Obraz Nowej Huty przedstawiony w artykułach prasowych jest niespójny, a ich autorzy wykazują nieraz brak podstawowej wiedzy o tym, kim są punki i popersi. Nie potrafią odróżnić ideowców i spokojnych fanów muzyki od przebierańców, którzy wszczynają bójki z nudy lub dla draki. Piotrek: – Zdarzało się, że rozmawiałem z gościem, który wyglądał jak punk. Ale jak go spytałem o Exploited czy Brygadę Kryzys, to

nie wiedział, o co chodzi. „Głos Nowej Huty” publikuje listy do redakcji, w których punki i popersi przerzucają się oskarżeniami, a redaktorom tygodnika zarzucają stronniczość w ukazywaniu adwersarzy. W klubie Tabakiera należącym do nowohuckich zakładów tytoniowych spotykają się fani grupy Lady Pank. Nastolatki narzekają, że są pod pręgierzem opinii publicznej tylko dlatego, że o ich idolach wspomniał jeden z bijących się punków. Jak powiedział dziennikarzowi, uganiał się za popersami, bo musiał bronić dobrego imienia warszawskiego zespołu.Ale Lady Pank poza brzmieniem,

nazwy nie mają nic wspólnego z punk-rockiem. Rzecznik prasowy Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych ma dziennikarzy powyżej uszu. Uważa, że niepotrzebnie rozdmuchują całą sprawę. Tłumaczy, że nowohuckie osiedla zawsze biły się ze sobą. Że tutejsza młodzież nie ma się gdzie wyszumieć. Że naprawa tego stanu rzeczy to nie zadanie milicji, lecz szkoły i innych instytucji wychowawczych. Trzydzieści lat później historyk Remigiusz Kasprzycki napisze w książce „Dekada buntu. Punk w Polsce i krajach sąsiednich w latach 1977–1989”, że aparat bezpieczeństwa zignorował zajścia, nie

dopatrzywszy się w nich zabarwienia politycznego. Na głowie miał walkę z prężnie działającymi lokalnymi strukturami nielegalnej opozycji. Podziały w środowisku nastolatków są partii i jej organom na rękę. Choć zdarza się również, że w wyniku interwencji ZOMO punki i popersi tworzą wspólny front i atakują funkcjonariuszy. Z czasem walki ustają. Na osiedlach coraz rzadziej widzi się grupy popersów. Robert: – Myślę, że po prostu w drugiej połowie lat osiemdziesiątych kolesie zaczęli powoli kręcić lody. Dzięki rodzicom mieli kontakty i dostęp do kapitału. To też pozwoliło im później ustawić się w nowym ustroju."Każdy

ma swoją drogę". W 1989 roku Robert zdaje maturę. Zaczyna studiować nauki społeczne i dziennikarstwo. Uczestniczy w pionierskich badaniach polskiej sceny politycznej po transformacji. Jako temat pracy magisterskiej wybiera sobie działalność Janusza Korwin-Mikkego. W ostatnich latach często bywa w Grecji. Na wyspie Zakintos pracuje jako pilot i przewodnik. W wolnych chwilach uczy się greckiego, żeby śledzić w internecie informacje o tamtejszej scenie muzyki niezależnej. Nadal jeździ na koncerty, coraz częściej za granicę. Czasem udaje mu się namówić na taki wyjazd

znajomych i wtedy wynajmuje mikrobus. Kiedyś w jednym z krakowskich pubów rozpoznaje go dziewczyna, której przed laty kupił bilet na koncert. Piotrek przestaje grać punk-rocka na początku lat dziewięćdziesiątych. Zostaje zawodowym muzykiem i zwraca się w stronę łagodniejszych dźwięków. Jest przede wszystkim gitarzystą,pedagogiem(Szkoła Piosenki-Szczawa,Szalowa) za bębnami siada rzadziej. Najczęściej akompaniuje wykonawcom piosenki autorskiej, na przykład krakowskiemu bardowi Pawłowi O,Robertowi K, czy też muzykowi country Tomkowi S.. Od kilku lat koncertuje też

z własnym kwartetem Kracoustic(znów nabębnach). Na koncie mają wspólny występ z Patrycją Markowską. Piotrek pracuje też jako muzykoterapeuta w domu pomocy społecznej dla repatriantów ze wschodu w nowohuckim Łęgu, w wolnych chwilach gra autorskie recitale. Utrzymuje kontakt z dawnymi kolegami z zespołu. Wszyscy zerwali z graniem.Basista jest kierowcą miejskiego autobusu, a pierwszy gitarzysta robi beczki do wina. Drugi gitarzysta był inżynierem. Zginął w wypadku samochodowym na Ukrainie. Kasety Schronu nie udało się odnaleźć do dziś. Piotrek nadal nosi długie włosy, tylko

bardziej kręcone. Już nie stawia ich w czub. Czasem ubiera swoją starą „ramoneskę”. – Jeszcze się zapinam– śmieje się. Robert: – Każdy ma swoją drogę. Dawniej rzucałem kamieniami w ZOMO, biłem popersów i skinheadów, a od ćwierć wieku jestem społecznym kuratorem w sądzie rodzinnym. Kiedy Piotrek odwiedza Nową Hutę, rozpoznaje ludzi na ulicy. Dziś są już po pięćdziesiątce, ale ich twarze wyglądają znajomo. – Mówię wtedy do siebie: „O, tego pamiętam. On na pewno był popersem”. ( -Tekst pochodzi z publikacji "18. znaczy NH.Reportaże o najmłodszej dzielnicy Krakowa" (wyd.KBF, 2019).)